Nie, ja się nie wzbraniam (rozumiem sytuacje, staram się), ale także powoli rozumiem, jak działa NHS (a może i całe UK) od strony pacjenta. Mam pewne wątpliwości.
NHS oferuje darmowa służba zdrowia dla wszystkich na terenie zjednoczonego królestwa. Społeczeństwo wychowane w dobrobycie materialnym, gdzie nie szanuje się nic, bo wszystko jest dane od państwa – pełen socjalizm oraz życie bez konsekwencji. Czy te dwa założenia mogą iść w parze bez problemów?
Byłem w szpitalu brytyjskim raz prawie 2 miesiące na kamienie nerkowe. Potem jeszcze kilka razy krócej. Przekrój pacjentów jest taki, że nie ukrywam, ale to patologia 95%. Poza lekarzami nikt nie miał żadnej szkoły a tematy z ludźmi na sali jakie można było podjąć były tematami… szkoda gadać. Jedno słowo za dużo i cię nie rozumieli. Pacjenci, którzy nie wiedzą po co ich operują, po co ich leczą.
Jeden z pacjentów leżał z bólem wątroby, lekarz określi gotowa na przeszczep uszkodzenia nieodwracalne (itp. żargon.). Jegomość nie miał szacunku do lekarza tylko go oprd. by ten go puścił, bo ma już nową imprezę. Podpięty pod maszynę z morfina. Balanga. Na sali nie było orłów. Widziałem na własne oczy to nie jest książkowy przykład.
Przed inna operacja chirurg mnie zaczął straszyć gwarancjami statystycznymi. Ale obserwując skale klientów szpitala to powiem, że chyba się nie dziwie lekarzowi który wprost powiedział ze umrę. Mało profesjonalnie, mógł normalnie porozmawiać, co uczynili jego uczniowie zdobywający specjalizacje kilka minut wcześniej. Zbyt bali się powtórzyć co się dzieje przy swoim orędowniku i szefie.
Ja bym to opisał tak: ‘Przylazł kolejny patol i jeszcze z Polski jak z nim rozmawiać?’ to mi powiedział co chciał, zanim zdążyłem powiedzieć dzień dobry.
Od razu alarm w mojej głowie ze coś nie tak, a może właśnie im zależny na kasie dla szpitala. Nie, że usprawiedliwiam jego zachowanie, ale trochę zaczynam rozumieć ten system statystyk.
Ciągle wiadomościach londyńskich zamykają ten szpital. A tak +1 uratowany.
Nie dostałem wyboru, a wszystkie drugie opinie zostały wyrzucone w kosz. Po wszystkim okazało się ze nic nie było złe jak oni to opisali i można było uniknąć operacji. Bywa i tak.
Szpital dostał za moja operacje £1,6k, aczkolwiek jest inny cennik, gdy jest podejrzenie raka (którego nie mogę znaleźć). W końcu statystyka.
Takie podejście tłumaczy sprawę, młodzieniaszki pewnie nie wiedzieli o cenniku więc podeszli wydawałoby się do sprawy racjonalnie. Przyszedł szef i od razu zwrot w całym pokoju o 180 stopni. W końcu specjalizacje zrobić trzeba. A szpital uratować też. Altruizm zabity.
Do tego jest tylu pajaców co leczą rożne choroby magia, że często nie ma czasu na dyskusje. A w Londynie dodatkowo tyle emigrantów, że mało kto mówi po angielsku. Można testować i poprawiać statystykę.
Sama ocena sytuacji w jakiej oni się znajdują znaczy mówi za siebie.
System jest oparty na statystykach i procedurach. Człowiek jest numerkiem, za który dostana pieniążki od państwa.
Prywatna służba zdrowia istnieje, ale po rozmowach z lekarzami to w większości polega na konsultacjach oraz prostych zabiegach, np. zastrzyk, gips. Kamienie nerkowe prywatnie wyglądają tak, że cię lekarz kieruje do publicznego szpitala, bo nie mają aparatury, a tam trafiasz do tej samej kolejki co darmozjady.
Poznałem ludzi, którzy administrują tymi wielkimi bazami danych NHS gdzie wpisywane jest wszystko a potem studenci budują na tym modele korelacji. Odkryłem nowe pole Financial Class pacjenta w bazie. Religia jest w systemie od wielu lat.
Fajne systemy tylko czy każdy lekarz dobrze uzupełnia te dane to inna sprawa. No bo jak można poprawnie zdiagnozować każdego pacjenta skoro ma się ograniczony czas i budżet na badania? Wpisuje się tam to co dobrze będzie wyglądać.
Co innego pielęgniarki, w UK biegają za tobą, choć zdarzają się wyjątki. Szpitale są nawet czyste. Przestrzegane godziny sprzątania, mycia, wymiany materacy.
W czasie karmienia dostajemy menu z wyborem co byśmy zjedli. Nie ukrywajmy, wyżywienie jednego pacjenta na dzień (śniadanie, obiad, kolacja) to koszt dla NHS jakiś 2 funtów. Bar mleczny normalnie. Jakość jedzenia jest przeciętna. Dostajesz tez widelec i nóź nie tak jak w rodzimym kraju. To są te małe plusy, ale te plusy społeczeństwo widzi a nie to, że chirurg musi uważać, żeby nie przebić nam tętnicy podczas operacji, kiedy my sobie smacznie śpimy.
Oczekiwanie na wizyty zabiegi, jak to w publicznie zarządzanej służbie zdrowia – liczy się w miesiącach a nawet latach. A jakość wykonywanych usług jest średnia. Wszystko oparte o błąd statystyczny. Taki trochę totolotek – jeden zrobi dobrze drugi złe, a ze darmowe to masz ograniczone pole do popisu reklamacji – jeśli przeżyjesz. Bo statystyka.
Szpitalom brakuje tez specjalistów, na prowincji wielu prostych zabiegów się po prostu nie robi bądź oczekuje się tygodniami na lekarza, aby przyjechał z Londynu.
Ale co jak co, mimo że jakość usług świadczonych jest zastanawiająca, to szpital dba, żeby pacjentowi było miło podczas krótkiego pobytu albo stwarza takie pozory.
Pewnie uratują, wyleczą jak wszędzie, a może lepiej a może gorzej. Na pewno pracownicy NHS w szpitalach ciężko pracują i temu nie da się zaprzeczyć. Ale statystyka.
Ktoś mi polecił taka książkę “Life at the Bottom” by Theodore Dalrymple napisana przez lekarza psychologa – gość opisuje jak ten kraj funkcjonuje, a raczej jak się zapada z perspektywy swojego zawodu. Tak jest, nie inaczej.
Najgorsze jest to, że ten cały system się rozlewa na inne kraje, które zafascynowane są Anglia… a tu trzeba dużo naprawić. Tylko nie ma czasu, albo chęci.
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.