Lecimy na Marsa

10..9…8…3…2..1. and lift-off!! Rakieta wystartowała, przyspiesza osiąga prędkość delta-v, odczepia silniki pomocnicze i puste zbiorniki na paliwo ciekłe. Dociera do linii Karmana. Zwrot o ponad 45 stopni i przyspieszenie do prędkość ucieczki z Ziemi. Orbita ziemska osiągnięta, kolejny cel MARS, Lądowanie, wykonanie misji a następnie powrót na ziemie. Tak aby załoga mogła bezpiecznie wrócić. Wtedy można ogłosić sukces.

Jest to dość prymitywny opis misji na Marsa. Można jednak zaobserwować tu wiele analogii przy tworzeniu projektów w informatyce do takiego planu.

Serwery to takie rakiety, napędzane jakimś oprogramowaniem, które mają za zadanie wynieść aplikacje kliencka w market, aby osiągnęła swój cel. Można ich nie konfigurować, używać ustawień fabrycznych, a można je tak ustawić, aby działały jak najszybsza rakieta na świecie i dolecieć do celu w ciągu kilku godzin. Tak, jest to możliwe, jednak zastanówmy się czy prędkość serwera przypadkiem nie zabije projektu. Przecież im szybciej tym lepiej.

Załóżmy, że chcemy wysłać człowieka na Marsa – wtedy do takiej rakiety musimy dodać wiele instalacji podtrzymujących życie (analogicznie: wordpress czy inny cms). One ważą swoje kilogramy i powodują szereg ograniczeń np. w związku z dużym przyspieszeniem, które mogłoby zabić pasażerów (analogicznie np. baza danych). Rakieta nośna musi być w takim razie spowolniona po przesz właśnie te czynniki. Prędkość już zaczyna stwarzać problemy.

Pojemność rakiety. Planując misje potrzebujemy odpowiednio duże zbiorniki z odpowiednio dobranym paliwem. Nie przyczepiamy do rakiety zbiorników z misja na Saturna, kiedy lecimy na księżyc. Trzeba wyliczyć wymagania projektowe.

Bezpieczeństwo. Instalujemy dodatkowe panele chroniące przed promieniowaniem kosmonautów (logowanie wielopoziomowe, haszowane haseł). Nie wspomnę o zapasowych systemach które chronią przed awariami tych podstawowych (kopie zapasowe, redundancja serwerów). Wszystko to sprawia ze rakieta leci wolniej, ale skuteczniej do celu.

Przy projekcie trzeba brać wiele aspektów wiadomych i niewiadomych. Dokumentacja, wyliczenia, planowanie, strategia, zarzadzanie oraz wiedza nabyta przez innych ludzi, którzy doświadczyli problemów przy swoich rakietach.

Na koniec przychodzą ludzie z marketingu. Oklejają rakietę w nalepki firm sponsorujących, przyczepiają baloniki i inne marketingowe bzdety a nawet naciskają ze oni też musza lecieć ze swoimi wiaderkami z farba i pędzlami. Jeśli im odmówisz ci ludzie wycofają swoje pieniądze na osiągniecie celu wiec trzeba ich jakoś traktować albo wytłumaczyć ze baloniki trzeba odczepić po starcie.

Ta analogia misji w kosmos do stron internetowych mogłaby pójść o krok dalej i można znaleźć znacznie więcej porównań. Trzeba zachować balans wszystkich elementów projektu, bo jedna niedokręcona śruba może spowodować katastrofę w najmniej spodziewanym momencie. Ktoś musi wsiąść za to wszystko odpowiedzialność. A ryzyko powinno być skalkulowane.

A czy Ty widzisz jakieś analogie?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.